Przejdź na główną stronę serwisu
Nie jesteś zalogowany.
nie wiem czy ktos zauwazyl ale w gabinecie Gonschorka jest polskie telefon marki "telkom telos" ten najpopularniejszy w PRL-u, sam pamietam jak mialem do niedawna taki w domu wlasnie w kolorze zielonym jak u niego, to jest sprawa ciekawa, bo nie sadze zeby w prlu exportowano polskie produkty do kraju lepszego gospodarczo, ktory mial wtedy o wiele poradniejsze rzeczy niz polskie
Offline
Hmmm, a wiesz ile Polski przemysł produkował rzeczy na zachodniej licencji ? Może to ten sam model tylko że u nas był made in poland, a u gonshorska made in w.germany ;)
Podobnie z popularnym na początku lat 90-tych telefonem produkowanym na angielskiej licencji. Zdziwiłem się jak widziałem wiele takich aparatów w UK.
Ale nie ma co gadać - przecież ta scena była kręcona w Polsce i telefon też był polski :]
Offline
no wlasnie, wiec nie ma co tu debatowac sam podsumowales to w ostatnim zdaniu ze krecono to w polsce co chcialem wlasnie pokazac mowic o tym telefonie ze krecili tu a nie dopracowali wszystkich szczegolow
Ostatnio edytowany przez WRC (22-02-2007 22:41:50)
Offline
Wielkim sukcesem serialu i tak było to, że udało sie nakręcić sceny w Bangkoku i w RFN. Kiedyś wyjazd za granicę graniczył z cudem...
Offline
taaa ale we wczesnych latach PRLu(LPRu), a nie tak juz pod koniec
Offline
plenery - zgoda. ale kto zadawałby sobie tylw trudu by wnętrze klubu w Berlinie kręcić właśnie w Berlinie? na bank było to kręcone w Polsce tylko rekwizytor dał dupy :)
Dla porównania powiem Wam pewną historyjkę:
W filmie "Co mi zrobisz..." jest kapitalna scena, gdy kowalewskiemu rozłacza się telefon na skutek upadku słupa. rzecz się dzieje w biurze na węgrzech, gdzie jakieś głupotki po węgiersku plotą dwie piękne panie. Mam znajomego hungarystę, z którym kiedyś zgadałem się w kwestii tej sceny i powiedział mi, że ta pani w "telewizorach a la Suzin", która mówiła, że "nincze telefon kopczoloszung... wichero als Oslo ledut!" itp. to jego koleżanka ze studiów, niejaka pani Tereska.
Wniosek narzuca się sam: wnętrza tej sceny były ewidentnie kręcone w Warszawie z udziałem hungarystów udających rodowite węgierki. Sceny plenerowo-teatralne to juz 100% budapeszt.
Ostatnio edytowany przez Rob-Chłop (16-11-2006 23:48:43)
Offline
Rob-Chłop :
plenery - zgoda. ale kto zadawałby sobie tylw trudu by wnętrze klubu w Berlinie kręcić właśnie w Berlinie? na bank było to kręcone w Polsce tylko rekwizytor dał dupy :)
Dla porównania powiem Wam pewną historyjkę:
W filmie "Co mi zrobisz..." jest kapitalna scena, gdy kowalewskiemu rozłacza się telefon na skutek upadku słupa. rzecz się dzieje w biurze na węgrzech, gdzie jakieś głupotki po węgiersku plotą dwie piękne panie. Mam znajomego hungarystę, z którym kiedyś zgadałem się w kwestii tej sceny i powiedział mi, że ta pani w "telewizorach a la Suzin", która mówiła, że "nincze telefon kopczoloszung... wichero als Oslo ledut!" itp. to jego koleżanka ze studiów, niejaka pani Tereska.
Wniosek narzuca się sam: wnętrza tej sceny były ewidentnie kręcone w Warszawie z udziałem hungarystów udających rodowite węgierki. Sceny plenerowo-teatralne to juz 100% budapeszt.
"liznąłem" kiedyś nieco węgierskiego (nie mylić z Węgierkami :)) i "nince kopcolosung" oznacza mniej więcej to samo co "brak połączenia", "nie ma połączenia".
A z tej sceny to definitywnie lepsza jest ta stara baba co biegnie do tych Węgrów pijących browca na podwórku i krzyczy o awarii auta.
Ostatnio edytowany przez helmutt (21-11-2006 11:11:48)
Offline
Eee tam... Z całych Węgier w "Co mi zrobisz..." najlepsza jest bez wątpienia zabójcza (zresztą jedna z wielu) mina Kowalewskiego, kiedy ta baba mu tłumaczy, że "nincze kopczoloszung" itd., nagadała się, nagadała, a Kowalewski po długim namyśle i ze wspomnianą miną: "cooo?". :D
Offline
scorpio44 :
Eee tam... Z całych Węgier w "Co mi zrobisz..." najlepsza jest bez wątpienia zabójcza (zresztą jedna z wielu) mina Kowalewskiego, kiedy ta baba mu tłumaczy, że "nincze kopczoloszung" itd., nagadała się, nagadała, a Kowalewski po długim namyśle i ze wspomnianą miną: "cooo?". :D
ale potem było jeszcze lepiej:
ona mu tłumaczy po węgiersku, że była wichura, urwało połączenia, można dodzwonić się tylko do Oslo, a do Warszawy nie - i tu kończy to węgierskim: nincze Warszawa, Warszawa nie ma - na co Kowalewski z właściwą mu maską - "CO, ZBURZONA?", na co pani potakuje "tak, tak" :)
swoją drogą Bareja pokazał, że drobne kłamstewka są wszechobecne i nie tylko nasze urzędniczki zmyślają byle pierdoły żeby móc pozyć się upierdliwego osobnika i spokojnie poplotkować - słupa nie urwała jak wiemy żadne "wichero", tylko cham w ciężarówie, która ugrzęzła w błocie :)
Offline
mi to sie wydaje ze w wegrzech krecone byla tylko scenka z ta babcia, tymi dziadkami i ciezarowa - reszta wszystko u nas
Offline
scorpio44 :
Eee tam... Z całych Węgier w "Co mi zrobisz..." najlepsza jest bez wątpienia zabójcza (zresztą jedna z wielu) mina Kowalewskiego, kiedy ta baba mu tłumaczy, że "nincze kopczoloszung" itd., nagadała się, nagadała, a Kowalewski po długim namyśle i ze wspomnianą miną: "cooo?". :D
Nieeee.... ta gruba baba wymiata. Zawsze jak oglądam ta scenę zwijam się ze śmiechu.
A kretyńskie oczka i debilny wyraz twarzy Krzakoskiego też niczego sobie :)
Offline